Dzika kuchnia

Dzika kuchnia wzięła się z dzikich, kulinarnych podróży. Z wypraw po izerskich szlakach, na których poznawałam otaczającą mnie roślinność. Po wielu latach eksperymentowania w kuchni wegańskiej, dzikie smaki powiały fascynującą świeżością i radością. Pobudzały fantazję. Były nieoczywiste i zaskakujące. Zdobywały moje kubki smakowe szturmem, więc nie potrafiłam im się oprzeć. Bywało, że bezsenne noce owocowały szeregiem twórczych połączeń i niebanalnych smaków. Bywało, że grzyby, porosty i mchy mieniły się pod powiekami i nie dawały usnąć.

W dzikiej kuchni nie chodzi tylko o smaki (choć są one niekiedy dominujące), ale również o fakt, że dziko rosnące rośliny jadalne wyrosły tam, gdzie chciały i miały do tego sprzyjające warunki. Że nikt ich nie sadził, nie pryskał, nie wpływał na rytm czy tempo wzrostu. Posiadają przewagę różnorodności i mocy działania. Mają w sobie utracony przez cywilizację element i nie wahają się go użyć gdy tylko zechcesz skorzystać.

Najwięcej o dzikiej kuchni pisałam i dalej piszę na swoim koncie na Instagramie @radostan.pl.

Jestem też zwolenniczką dodawania dzikich warzyw do jedzenia i korzystania z ich właściwości leczniczych, które mają bardzo szeroki wachlarz działania. (czyt. więcej)

Pamiętam jak pierwszy raz wzięłam do ręki książkę Małgorzaty Kalemby-Drożdż Pyszne chwasty. Byłam wniebowzięta. Nie dlatego, że znalazłam w niej przepisy, lecz dlatego, że pobudziła ona we mnie głęboką potrzebę łączenia się z naturą i korzystania z jej hojnych darów. Potem było już z górki: Łukasz Łuczaj i jego barwna postać odkrywająca przede mną prawdziwe skarby botaniki i zbieractwa; Smakowite drzewa, kolejna książka ww. autorki rozkodowująca stereotypy i rozpalająca instynkt dzikusa do dalekich granic, aż w końcu zielarskie studia, które pozwoliły tą całą dzikość nieco okiełznać i nadać jej szlachetne ramy, jak również solidne podstawy. Dziś wiem, że dzika kuchnia nie ma końca. Można ją ciągle poznawać i rozwijać. Ilość konfiguracji jest nieskończona, a każdy sezon ma swój urok.

Trzeba przyznać, że najwięcej radości przynosi wiosna. To czas długo oczekiwanych nowalijek i symbol odrodzenia. Esencją dzikiego zbieractwa jest swego rodzaju wymuszenie uczestnictwa w cyklu słonecznym. Dostrzega się zmiany, jakie zachodzą w naturze, dotyka się ziemi (a to bardzo ważne, czyt.więcej), zaczyna się więcej czuć i rozumieć.

Dzikie smaki ciągle wykraczają poza granice banalności. Będą więc dorodnym kąskiem dla koneserów smaku, poszukiwaczy nowości, niestrudzonych uczestników kulinarnych wędrówek (czyt. więcej).

Opinie